iRunner to platformówka, która na początku budziła we mnie same złe emocje. Kiedy uruchomiłam produkcję, moim oczom ukazało się słabe menu (zwykle po wyglądzie menu widać własnie jak bardzo autorzy przyłożyli się do swojego dzieła). ,,Zwykle” w tym przypadku na wielkie znaczenie. Mimo tego, że zakładałam, że opiszę kolejnego gniota, w tym wpisie znajdziecie recenzję naprawdę fajnej platformówki.
Co prawda oprawa audiowizualna nie należy do najlepszych, jednak można to twórcom wybaczyć. Sterujemy bohaterem, który łączy w sobie cechy robota i … świeczki. Przyznacie że połączenie jest dość dziwne. Akcja gry toczy się w miejscach pełnych oświetlenia. Bez przerwy stykamy się ze świecznikami, żarówkami i lampami.
Sterowanie bohaterem odbywa się za pomocą dwóch klawiszy. Dotykając prawej części ekranu nasza postać wykonuje wślizg, pacając z lewej – oddaje skok. Jeżeli dwukrotnie naciśniemy ikonkę ,,jump”, postać podskoczy dwa razy wyżej.
Gra jest podzielona na levele, a raczej na wyzwania. W każdej misji mamy do wykonania kilka zadań. Wśród nich znajdą się poszukiwania określonej ilości baterii zielonych lub żółtych, pokonanie danej odległości, bądź zebranie prezentów. Powiem szczerze, że wbrew pozorom gra jest naprawdę trudna. Dała mi w kość już w 3 planszy.
Cała produkcja zawiera trzy światy, które można odblokować po zebraniu określonej ilości fantów. Polecam grę studia Droidhen wszystkim, którzy lubią proste platformówki. Zabawa jest świetna i nawet średnio ładna grafika nie jest mi w stanie zabrać dobrego humoru którego nabawiłam się po przetestowaniu iRunner.