Choć naprawdę bardzo się staram, niemal codziennie udaje mi się znaleźć godną uwagi produkcję z zombiakami w roli głównej. Podejrzewam, że niektórzy z Was nie mogą już o nich słuchać, a nie tylko czytać. Nie uważam jednak, że nie powinienem wspominać o takich grach jak chociażby Gotcha Warriors, skoro naprawdę dają więcej frajdy niż niejedno przereklamowane dzieło konkurencji.
W grze Gotcha Warriors wcielamy się w postać śmiałków, którzy są ostatnią nadzieją ludzkości w toczącym się od lat konflikcie z zombiakami. W produkcji japońskiego studia (THE)ONE of THEM nie mamy jednego głównego bohatera. Co jakiś czas zmieniają się postaci, którymi kierujemy. I choć różnią się od siebie wyglądem i płcią, jedną cechę mają wspólną – każda z nich posiada oryginalną umiejętność bądź moc.
Rozgrywka przypomina tutaj nieco tower defense’a. Z prawej strony idą w kierunku bohaterów krwiożercze zombie, a my w taki sposób musimy rozstawiać wirtualne postaci, by te skutecznie obroniły siebie (i – rzecz jasna – całą ludzkość) przed atakiem umarlaków. Kiedy postawimy bohatera nie tam, gdzie chcieliśmy, możemy go nieco przesunąć, ale tylko w określonym polu.
Twórcy Gotcha Warriors postawili przede wszystkim na rozbudowane elementy pozarozgrywkowe. Dostajemy tu okazję na ulepszanie sterowanych przez nas śmiałków, a także co jakiś czas otrzymujemy kartę z zupełnie nowym bohaterem. Możemy „level upować” wirtualnych ludzi, ewoluować albo zdecydować się na to i na to. Wybór należy do nas.
Do dyspozycji oddano nam trzy tryby gry. Na początku dostępny jest tylko ten, w którym przechodzimy od jednej planszy do drugiej. Znalazło się też jednak miejsce dla gry rankingowej i tajemniczej rozgrywki specjalnej.
Akcja produkcji toczy się na ulicach japońskiego Tokio. Nikogo z Was raczej nie zdziwi, jeśli powiem, że Gotcha Warriors charakteryzuje się iście komiksową oprawą graficzną, gdzie nie sposób nie dostrzec elementów zaczerpniętych z mangi czy innych tworów wschodniej kultury. Osobiście nie mam nic przeciwko tego typu wyglądowi. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy ma podobne zdanie do mojego.