Podczas pierwszego spotkania z Animal Crossing: Pocket Camp, wiele czasu zajęło mi odnalezienie się w nowo odkrytym świecie. Sądziłam, że gra symulacyjna nie będzie wymagać ode mnie szczególnych zabiegów w celu zapoznania się z panującymi zasadami. Myliłam się.
Przedstawiany symulator zarządzania ośrodkiem kempingowym to produkt, który perfekcyjnie sprawdzi się w przypadku dzieci. Doskonale dopracowane szczegóły, proste, wręcz banalne misje i przyjemna oprawa audiowizualna sprawią, że żaden maluch nie będzie się nudził.
Problem pojawia się, kiedy trochę dojrzalszy użytkownik smartfona dorwie się do Animal Crossing. 5 pierwszych minut w totalnej niewiedzy w żaden sposób nie dziwi – w końcu grze trzeba dać czas na rozkręcenie się i pokazanie czego od nas wymaga. Dziwnie zaczyna się robić, gdy po kwadransie dalej robimy wszystko i nic.
W grze przychodzi nam zbierać owoce, wypełniać mini-zadania zlecone przez zwierzęce postaci, słuchać dialogów i aktywnie w nich uczestniczyć (niestety w języku angielskim), kupować meble do ośrodka i myśleć o tym, co zrobić, by wszystkim żyło się lepiej.
Dynamika Animal Crossing jest porównywalna z żółwim wyścigiem. Jednym przypadnie do gustu, innych po prostu znudzi. Mimo wielkiej sympatii do jakości wykonania apki, ja zaliczam się niestety do tej drugiej grupy :)