W Auctioneer wcielamy się w rolę swego rodzaju ,,liczarki”, która wybiera spośród ludzi biorących udział w licytacji tych, którzy zaoferowali najwyższą kwotę. Czy taka gra może się spodobać na dłuższą metę i co o niej sądzę po wyczerpujących testach? O tym poniżej :)
Zacznijmy od oprawy graficznej – jak zapewne zdążyliście już zauważyć, jest minimalistyczna i typowo nawiązująca do dawnych czasów. Pikselowe postaci, niedociągnięcia – to coś, czego zdecydowanie nie zabraknie w Auctioneer.
Aukcjoner stoi na podeście i specyficznym głosem relacjonuje przebieg aukcji. Widownia posiada specjalne kartoniki, na których oferuje pewną kwotę za dane dzieło sztuki. Naszym celem jest wyłapanie zawsze najwyższej propozycji w kolejnych ,,etapach”. Na początku szukamy najwyższego numerka wśród dwóch dymków. Z czasem musimy połapać się nie tylko w ekranie pełnym cyferek, ale przede wszystkim w bardzo małych różnicach między ofertami.
W konsekwencji dostajemy oczopląsu i nie wytrzymujemy dłużej, jak kwadrans :) Nie da się robić tego samego przez wiele minut, nawet jeśli co jakiś czas udaje nam się odblokować jakiś achievement.
Jeżeli lubicie proste i nieskomplikowane audiowizualnie produkcje, szczerze polecam :) Fajna zabawa, chociaż jak już wspomniałam – na kwadrans, czyli dokładnie tyle, ile przeciętnemu człowiekowi zajmuje kibelkowe posiedzenie :)