Warhammer 40,000: Freeblade ,,siedziało” sobie w moim smartfonie kilka dni. Jakoś nie przyszło mi do głowy, by testować zaawansowaną grę akcji, gdzie dookoła kłębią się proste zręcznościówki i tap-tapy. Po tygodniu przyszedł czas, że zagłębiłam się w opisywaną w tym wpisie produkcję i… utknęłam ;)
W grze wcielamy się w rolę rycerza, który postanowił zjednoczyć siły i zemścić się na najeźdźcach, którzy zniszczyli jego ojczyznę. Stajemy do walki z niebezpiecznymi przeciwnikami, posiadającymi niezwykle zaawansowane bronie. Na szczęście nie pozostajemy w tym temacie dłużni – również posiadamy sprzęt, którego nie można się wstydzić.
Do pokonania mamy ponad 40 pojedynków w trybie kampanii. Dodatkowo możemy odblokowywać osiągnięcia i zdobywać specjalne fanty. Wszystko po to, by na placu boju być silnym i zwyciężyć.
Za zarobione podczas walki pieniądze możemy ulepszać swoją postać zarówno pod względem wizualnym, jak i jakościowym. Rodzajów dostępnej broni jest ogromna ilość, więc podczas bitew z zielonymi stworami nie tylko zapoznamy się z terenem i przyjrzymy się świetnej grafice, lecz przede wszystkim wyćwiczymy palce w odpowiednim wykorzystaniu amunicji.
Nasza broń dzieli się na tą delikatniejszą i ,,twardą”. Delikatną, czyli zwykły ostrzał warto zostawić na małe jednostki, a porządny arsenał pozostawić na opancerzone pojazdy, czy budynki.
Grając, zdobywamy punkty doświadczenia, dzięki którym ranga naszej postaci się podnosi, zyskujemy bonusy i nowe możliwości. Z czasem możemy dynamicznie rozwijać swoją ścieżkę kariery, nie inwestując w grę ani złotówki. Co prawda system mikropłatności w Warhammer 40000: Freeblade jest mocno rozwinięty, lecz zdecydowanie nie musimy z niego korzystać, by w pełni cieszyć się zabawą.