NinJump Smash to kolejne dzieło studia Backflip. Nie powiem, by opisywana produkcja była jakaś wyjątkowo rozwinięta, bo z pewnością tak nie jest. To świetna propozycja na kibelkowe posiedzenia, bądź chwilowe odstresowanie na szkolnej przerwie. Poza tym, że co kilka sekund pacamy w ekran, by zbić drewniany mur, nic innego się nie dzieje.
Mimo tego, że ulepszenia, power-upy i monety wiążą się zwykle z mikropłatnościami, brakuje mi ich w opisywanej grze. Twórcy mogli chociaż wstawić głupawe fanty do zbierania, a już zabawa byłaby lepsza. Na obecną chwilę znudziłam się potwornie, mimo że audiowizualna prezentacja jest na wysokim poziomie.
Wcielając się w rolę grubaśnego wojownika ninja, staramy się rozwalać za pomocą pięści poszczególne cele. Każdy obiekt, który jest nam dany do rozwalenia, oznaczony został tarczą. Najważniejsze w grze jest wyczucie chwili uderzenia. Przy pierwszej przeszkodzie autorzy zakreślili linię, po przekroczeniu której powinniśmy pacnąć w ekran. Kolejne przedmioty zbijamy już totalnie na ,,wyczucie”.
Moim rekordem jest 8 zniszczonych tarcz. Zwykle dotykałam ekranu zbyt wcześnie, bądź zbyt późno (zawsze nasz błąd jest odpowiednio opisany). W tabeli graczy doznałam szoku, gry zobaczyłam, że najlepsi mają w wynikach kilka cyfr. Cóż – najprawdopodobniej nie jestem stworzona do tego typu produkcji.
Poza waleniem (na szczęście nie głową) w mur, możemy sprawdzić statystyki, ocenić aplikację i … tyle. Wydaje mi się, że jak na studio takich lotów, to zbyt mało. Czuję niedosyt. Nie jest on spowodowany odczuciami estetycznymi, lecz zbyt małymi możliwościami. Mimo, że człowiek czasem denerwuje się na zmiany postaci, płatne ulepszenia, to w takich chwilach chciałby mieć cel, do którego mógłby dążyć zbijając drewniane belki.