Gra o nazwie Little Frights zdecydowanie nie nadaje się dla dzieci – jest w niej sporo rozlewu krwi. Co prawda oprawa graficzna produkcji jest dość bajkowa i chwilami zabawna, lecz nie zmienia to faktu, że to zabijanka, z którą maluchy nie powinny mieć styczności. Studio WA & CO postarało się o to, by wszyscy pełnoletni użytkownicy mogli za to pobawić się na całego – bez ograniczeń.
Głównym bohaterem gry jest mężczyzna z papierosem w ustach. Ów jegomość uzbrojony jest początkowo jedynie w pistolet. Stara się nim rozwalić kolejne fale zombiaków. Plansza do gry jest okrągła – gracz sterując joistickiem z lewej strony ekranu przechodzi ,,po kole”, starając się za wszelką cenę unikać bliskich kontaktów z umarlakami.
Początki są łatwe – pierwsze dwie fale możemy ,,ogarnąć” bez większych problemów. Trudności zaczynają się od 3 najścia, kiedy przeciwnicy dosłownie wyrastają z ziemi jeden po drugim. W tym samym czasie uruchamiają się dodatkowe bronie, takie jak karabiny maszynowe, czy porządne spluwy. Z taką pomocą dużo łatwiej jest rozprawić się z zombie.
Nie powiem, by gra była prosta, bo moim rekordem jest dotrwanie do 7 fali. Podczas gry zbieramy kości, które następnie możemy wydać w sklepie dla gracza na różne ulepszenia. Przykładowo mamy okazję na podrasowanie poziomu życia. Za jakiś czas mają być również dostępne specjalne uniformy dla postaci.
Grywalność jest na wysokim poziomie. Mikropłatności nie stanowią większego problemu. Co prawda istnieją, jednak można ulepszać bohatera już po kilku wygranych starciach, więc przy odrobinie cierpliwości spokojnie starczy nam na potrzebne power-upy. Ogólne wrażenie po testach jest bardzo sympatyczne. Gierka krwawa, ale dynamiczna i pełna niespodzianek ;)