W większości znanych nam produkcji z hotelami w rolach głównych, naszym zadaniem jest spowodowanie, by klienci chętnie do nas przychodzili. W przypadku Fright Heights jest zupełnie odwrotnie. Działamy w taki sposób, by wypędzić wszystkich gości – co do jednego.
Hotel podzielony jest na piętra. Im wyższy poziom, tym pięter jest więcej. Musimy w taki sposób ustawiać postaci (duchy, przerażających kucharzy itp.). by goście uciekali gdzie pieprz rośnie. Każdy bohater lokowany w pokoju ma wyznaczone sąsiednie pomieszczenia, w których jego zasięg jest dostępny. I tak duszek działa ,,po skosie”, dając jeden punkt strachu, natomiast podły kucharz podobnie z tą tylko różnicą, że jego moce straszenia są silniejsze.
Zwykle celem w grze jest wyczyszczenie wszystkich planszy. O ile na początku naszym zadaniem jest wstawianie tylko złych postaci na plansze, o tyle dalej musimy już zarządzać całym hotelem, czyli planować zakwaterowanie zarówno klientów, jak i ,,atrakcji”.
Sprawa jest o tyle skomplikowana, że wymaga od gracza coraz większego myślenia. Z czasem robi się naprawdę trudno i dajemy sobie radę dopiero po kilku próbach. Nie zniechęcajcie się jednak tak szybko. Produkcja od Chillingo zdecydowanie zasługuje na uwagę. Jest moim obecnym ,,must have”.
Mikropłatności – i tu robi się już dość przykro. Żeby czerpać 100-procentową przyjemność z zabawy, przydałoby się (przynajmniej z czasem) dać autorom trochę zarobić. Jest masa ulepszeń za którą trzeba zapłacić w prawdziwych pieniądzach. Są to niestety takie fanty, których normalni śmiertelnicy nie są w stanie zdobyć… Pomijając kwestię opłat, szczerze polecam!