Dot Hunter to nic innego jak prosta gra zręcznościowa, w której wcielamy w postać jednego z 5 bohaterów, którzy zbierają wartościowe kulki z planszy, przepychając się pomiędzy innymi, komputerowymi graczami.
W Dot Hunter nie można grać godzinami – niech to będzie jasne już na początku. Autorzy stworzyli coś na miarę Dots, jednak zabrakło im trochę wyobraźni. Nie wystarczy naszpikować grę mikropłatnościami, by od razu przynosiła wielkie zyski. Nie o tym jednak będzie ten wpis.
Na ,,dzień dobry” otrzymujemy jednego bohatera, który towarzyszy nam przez większość (o ile nie przez całość) produkcji. Postać jest zwinięta w kulkę. Sterujemy nią, dotykając wybranego miejsca na planszy. Naszym celem jest zebranie jak największej ilości piłeczek. Oczywiście droga nie jest tak prosta, jak może się wydawać. Podczas gry przyjdzie nam unikać przeszkód, które mnożą się z każdą sekundą. Jedno spotkanie z wrogimi kulami skutkuje natychmiastowym przerwaniem gry.
Sposobem na uratowanie się od śmierci jest zmartwychwstanie po wpłaceniu diamentowego haraczu. Każdego dnia dostajemy swoją mikrocząstkę świecidełek. Taka dawka starcza na jedno ożywienie, nie mówiąc już o tym, że nawet miesięczna zbieranina nie będzie w stanie zapewnić nam zakupu kolejnych postaci, które różnią się od siebie umiejętnościami.
Inaczej – główna postać nie powiada żadnych mocy. Dopiero kupieni zawodnicy mogą nam przynieść jakiś pożytek. Podsumowując – szkoda czasu na bzdury. Można pograć 3 minuty i tyle. Nie powiem, by była to ciekawa produkcja – chętni mogą przetestować, lecz nie wróżę aplikacji długiego pobytu na żadnym urządzeniu.