Burn It Down to gierka dostępna na jabłuszkowe urządzenia. Jej debiut zauważyli już gracze z całego świata, obdarowując twórców (Tapinator) miłymi komentarzami. Jak sądzicie, czarno-biała platformówka, w której sterowanie polega na chodzeniu w prawo, bądź w lewo mogła mi się spodobać? Ooo tak :)
W produkcji wcielamy się w rolę czarnej postaci w białych majtochach. Mężczyzna poszukuje swojej ukochanej, która została porwana w niewiadomych nam okolicznościach. Przechadzając się po kolejnych pomieszczeniach, dowiadujemy się istotnych szczegółów z miłosnej historii i zbliżamy się do rozwikłania zagadki.
Gra jest łamigłówką. Mimo tego, że nie wygląda na taką, szybko się o tym przekonujemy. Jak już wspomniałam wyżej, poruszamy się, dotykając prawej, bądź lewej strony ekranu. Żeby pokonać przepaści, musimy się rozpędzić. Jak to zrobić, skoro zwykłe dreptanie kończy się upadkiem w przestrzeń, bądź na ostre kolce?
Cała tajemnica tkwi w odpowiednim zastosowaniu długości platform. Żeby po prostu zejść na niższy poziom, zatrzymujemy na chwilę bohatera, a następnie ,,uruchamiamy” dany kierunek. Żeby jednak przeskoczyć przez przeszkodę, rozpędzamy się, dochodząc do ściany i zaczynamy bieg. Postać automatycznie włączy tryb skakania. Brzmi trochę zagmatwanie? Owszem – taka właśnie jest produkcja Burn It Down.
Graficznie prezentuje się tak, jak lubię. Minimalizm, piksele i przyjemna oprawa dźwiękowa, zawierająca monologi bohatera. Niekończące się zagadki zachęcają do powrotu do zabawy, a upływający czas – do przyspieszenia logicznego myślenia.
Apka powinna zachwycić fanów retro gierek. Ja się przekonałam o jej magicznym wpływie i zdecydowanie będę kontynuować poszukiwania zagubionej ukochanej :)