Zawsze kiedy widzę liczby, uciekam jak najdalej. Prawdopodobnie jest to spowodowane niechęcią do matematyki i traumą przeżytą w związku z nauczycielką wyglądającą jak czarna sroka. Przemogłam się i przetestowałam Match a Number. Okazało się, że nie taka matma straszna jak ją się w kolory ubierze :)
Na początku przychodzi nam zapoznać się z tutorialem i w ustawieniach wybrać odpowiednie opcje. Kiedy ustalimy, że czerwień odpowiada minusowi, niebieski plusowi a żółty mnożeniu, wszystko będzie jaśniejsze. Przynajmniej na chwilę. Tutoriach przechodzimy w okienku 2×2, więc uznajemy, że wszystko wiemy i nie musimy się przejmować. Niestety, później trafiamy na planszę widoczną na górze i robi się kłopocik…
Autorzy oferują graczom kilka trybów gry. Ja zdecydowałam się na klasyczny i niskim poziomie trudności. Celem jest takie przesuwanie palcem po bloczkach, by z różnego rodzaju działań otrzymać liczbę znajdującą się w lewym dolnym rogu. Brzmi banalnie? Sami przekonajcie się o możliwościach Match a Number :)
Dodatkowym utrudnieniem jest czas. Działa na naszą niekorzyść. Na górnym pasku czarna smuga się zmniejsza, informując nas o tym, że zabawa dobiega końca. Nic mnie tak nie denerwuje, jak matematyka połączona z czasem! Brrr!
Wydaje mi się, że najlepszymi graczami dla Match a Number będą osoby interesujące się przedmiotem, jakim jest królowa nauk, czyli matematyka. Humaniści mogą sobie odpuścić, bo tylko uświadomią sobie poziom swojej niewiedzy i dodatkowo zdenerwują się na marne wyniki :)