Zawsze bardzo chętnie podchodzę do przecenionych aplikacji. Ciekawa jestem, czy faktycznie ich cena odzwierciedla jakość. Za Magnus Run przed wyprzedażą trzeba było zapłacić jednego dolara. Na miejscu osób, które kupiły grę, byłabym bardzo wkurzona, bo opcje oferowane w grze nie różnią się niczym od tych, które możemy spotkać w darmowych apkach…
Oto i ona – nasza główna bohaterka – czarownica. W menu głównym mamy przyjemność ją poznać, by następnie wcielić się w jej rolę i rzucać zaklęcia na wszystkich napotkanych czarodziejów. Sama akcja toczy się na mostach wyglądających trochę jak wzięte rodem z Japonii. Być może nasza wróżka/czarownica właśnie tam ma swoje korzenie?
Sterowanie odbywa się przy pomocy akcelerometru i gestów. Poruszając urządzeniem, przesuwamy postać z prawej strony w lewa. Dziewczyna szasta czarami, niczym Harry Potter, więc automatycznie w trakcie biegu widzimy wypuszczane przez nią wiązki światła. Tymi zaklęciami atakuje przeciwników. Ci znowu dzielą się na uzbrojonych w moce i nie. Jeżeli oberwiemy świetlną kulką, możemy mieć nie lada kłopoty. W najgorszym przypadku kończymy bieg.
Podczas zabawy zbieramy klasyczne power-upy i ikonki z literą ,,P”. Przelicznik jest prosty – jedna tabliczka, jedna moneta. Za pieniądze kupujemy w sklepie dla gracza ulepszenia dla swojej podopiecznej i…. tak w kółko. Ceny niskie nie są, bo zaczynają się od bodajże 300 złotych monet, gdzie my po 15 minutach gry zbierzemy ich maksymalnie 100.
Oprawa graficzna woła o pomstę do nieba. Biorąc pod uwagę fakt, że tytuł studia Zonwang Zeng jest płatny, grafika powinna być przynajmniej przeciętna. Tutaj ani na planszy, ani w menu nie spotkałam miłej dla oka oprawy. No cóż – dobrze przynajmniej, że twórcy poszli po rozum do głowy i przecenili swoje wątpliwej jakości dzieło.