Tiny Space Adventure jest jedną z gier, które wzbudziły we mnie dużo emocji. Sterowanie odbywa się w tak specyficzny sposób, że nawet najbardziej sprawne palce mają początkowo problemy. Główny bohater znalazł się w kosmicznej przestrzeni. Nie wie do końca co się stało. Ma jednak nadzieję, że za pomocą znalezionej rakiety, będzie miał szansę na powrót na swoją rodzinną planetę.
To, że każdy level jest unikalny, nie jest absolutnie naciąganym określeniem autora (Alexandre Minard). Poruszając się po kolejnych planszach, odkrywamy coraz to nowe możliwości. Etap widoczny na powyższym obrazku złożony jest jakby z trzech platform. Zaczynamy od samego dołu. Sterowanie odbywa się za pomocą klikania w prawą stronę ekranu, oraz w lewą. Mały kosmita jest w ciągłym ruchu. Kiedy uruchomią się pionowe lasery, będziemy musieli balansować przyciskami w taki sposób, aby nasz podopieczny ciągle przeskakiwał z nogi na nogę.
Kiedy uda nam się dotrzeć do pierwszych drzwi wyjściowych, przenosimy się na górę ekranu. Wraz z naszym bohaterem, przeniesione zostaje również pole sterowania. Teraz nie uderzamy w boki na samym dole, lecz przy górnej krawędzi. Dojście do drugich drzwi, przenosi nas na poziom środkowy, który analogicznie wymaga od nas klikania w centralnych miejscach wyświetlacza.
Muszę przyznać, że czegoś takiego nie widziałam do tej pory. Jest trudno, ale jednocześnie bardzo ciekawie. Jeżeli jesteście cierpliwi i macie zdolność do opanowania nerwów po wielorazowej porażce, z pewnością będziecie zachwyceni. Sama chwila, w której udaje nam się awansować do następnego poziomu jest magiczna. Swoją drogą, trzeba mieć naprawdę porządną głowę, aby wymyślić coś takiego, co zachwyci osobę, która każdego dnia testuje dziesiątki gier zręcznościowych. Gwarantuję :)