,,Ale o co chodzi?” – taka była moja pierwsza reakcja, kiedy kliknęłam ,,play” w grze. Na ekranie pojawiło się kilka identycznych postaci, które żwawym krokiem pędziły przed siebie. Nie mogłam zostać w tyle. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam którą postacią mam się poruszać. Wszystkie stworki biegły jeden za drugim.
Co jakiś czas na ekranie wyświetlała się linia z nazwą gracza. Wtedy dopiero zrozumiałam, że Run In Crowd to runner, w którym biorą udział gracze z całego świata. Biegamy dosłownie … w kupie! Jedyną wskazówką była biała strzałka, którą zauważyłam dopiero później – pokazywała postać, w którą właśnie się wcieliłam.
Gra może się wydawać prosta, lecz wcale tak nie jest. Przede wszystkim – jeżeli poruszamy się jeden za drugim, ciężko jest w pewnym momencie zorientować się, którą postacią sterujemy. Wszystkie wyglądają tak samo i bez problemu można popełnić błąd.
Na planszy należy przede wszystkim skakać – robimy to za pomocą dotknięcia dowolnego miejsca na ekranie. Podwójny skok uruchamia się wtedy, gdy dwa razy pacniemy na ekran. W grze skupcie się na przeskakiwaniu z jednej platformy na drugą. Poza przepaściami, spotkacie się z drewnianymi pudełkami – kontakt z nimi, wyklucza Was z dalszej zabawy i zmusza do rozpoczęcia gry od nowa.
W sklepie dla gracza można zmieniać wygląd swoich postaci. Przy pierwszym uruchomieniu, poruszałam się z kilkoma identycznymi stworkami, plus jednym świętym mikołajem – mocno wybijał mnie z równowagi. Aby zrobić taką wirtualną krzywdę innym graczom, warto przebrać się na przykład za … czarownicę!
Muszę stwierdzić, że nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego do Run In Crowd. Gra jest fenomenalna. Jeżeli macie nerwy na wodzi i sprawne palce (a dodatkowo jesteście odporni na oczopląs), szczerze polecam zabawę w produkcji Ursine Paw. Ja z pewnością będę wracać do czarno-białego świata. Nic dziwnego, że gra znalazła się na liście TOP 25 w 16 krajach. To istny oryginał, który za chwyci każdego!