W dzisiejszych czasach nie mamy problemu z dostępem do seksualnych treści. Seks przestał być tematem tabu. Na każdym kroku jesteśmy zasypywani zbereźnymi ofertami. Twórcy aplikacji o pięknie brzmiącym tytule ,,Sex Life” prawdopodobnie ciągle żyją w średniowieczu (nie ubliżając tej pięknej epoce).
Do rzeczy – a raczej od rzeczy. Romantyczny obrazek, zachęcająca nazwa – co się kryje pod tą osłoną? Nic, co mogłoby czegokolwiek nauczyć, cokolwiek wyjaśnić, ani nawet wywołać cień uśmiechu.
Aplikacja serwuje nam pozycje kamasutry w tak banalny i rysunkowy sposób, że nie chce się na to patrzeć. Ilość opisanych pozycji mogłabym zliczyć na placach jednej – no może półtorej ręki. Co więcej – aby ,,odsłonić” kolejne pozy ( z kilku dostępnych w wersji podstawowej) – musimy zapłacić.
Najciekawsze jest jednak zdobywanie wirtualnego doświadczenia! Otrzymujemy określony poziom zaawansowania po (uwaga) dopasowaniu do siebie obrazków (które początkowo są do nas odwrócone ,,tyłem” – jakkolwiek mało erotycznie to słowo teraz zabrzmi).
Na ekranie początkowym wybieramy interesujące nas kategorie pozycji. Przykładowo ,,69″ – ukazują nam się trzy kombinacje teżjże bardzo zaawansowanej pozycji. Widzimy, że dostępnych jest jeszcze co najmniej 5 ,,zakłódkowanych” – co musimy zrobić, aby je zobaczyć? Zapłacić.
Idźmy dalej – ikonka ,,ulubione” – w tej oznaczonej śmieszną gwiazdką opcji, możemy zapisać wybrane przez nas pozycje i czytać o nich do woli w każdej wolnej chwili.
Podczas przeglądania tej przeogromnej, gigantycznej, przytłaczającej ilości pozycji, dane jest nam słuchać melodii, która nijak kojarzy mi się z seksem. Nuta idealna do spokojnego zasypiania.
Aplikacji nie polecam. Szkoda czasu. W internecie jest tyle ciekawych materiałów ,,naukowych” w temacie seksu, że szkoda nawet jednego ruchu palca na pobranie tego gniota.
Uparci albo bardzo napaleni mogą pobrać apkę za free w AppStore.
Ocena appsblog.pl: 1-/10