Wyobraźcie sobie, że plansza jest organizmem, a małe komórki wirusami, które starają się opanować całe ciało. Co staracie się zrobić? Usunąć podłe wirusy tak szybko, jak tylko to możliwe, aby organizm został uleczony. O, i tak mniej więcej wyglądają zasady gry MicroCells, tyle że w mojej, trochę skrzywionej medycznie wyobraźni :)
Tak wygląda standardowa plansza w grze. Twórcy gry – Bootant LLC – postanowili zwiększyć możliwość personalizacji i umożliwili graczowi zmianę kolorystyki na planszy za pomocą strzałki u dołu ekranu. Może Wam się wydawać, że to zbędny bajer, ale uwierzcie mi, że wcale tak nie jest. Obiekty na planszy są małe i oczy po pewnym czasie się męczą. Jeżeli zmienicie kolorystykę, oko odpocznie.
Skupmy się na zadaniu gracza. Polega ono na połączeniu minimum sześciu wirusów w takim samym kolorze. Klikacie na dowolny obiekt, a następnie wyznaczacie mu miejsce, w które powinien się udać. Musicie pamiętać o tym, że aby wirus dotarł na miejsce, musi mieć jak się przedostać. Nie może być uwięziony pomiędzy innymi elementami.
Z każdym Waszym ruchem ekran zapełnia się nowymi cząstkami. Możecie sprawdzić, jakie elementy dojdą, patrząc w górny prawy róg ekranu. Im dłużej gracie, tym zespoły nowych wirusów są większe. Na początku są to 2-3 sztuki w jednym rzucie, później zwiększają swoją ilość do 4.
Cała zabawa polega na tym, aby wyczyścić planszę do zera. Jeżeli uda Wam się zebrać sześć takich samych obiektów i ustawić je obok siebie, znikną, gdy tylko szósta cząstka do nich dołączy. W ten sposób uzyskacie trochę wolnego miejsca na ekranie. Gracie na punkty, więc im dłużej, tym lepiej.
MicroCells to jedna z gier, którą pokochałam od samego początku. Jak byłam mała, dopadałam komputer i szukałam gierki o nazwie ,,kulki”. Zadanie gracza było takie samo. Trzeba było zbijać kolejne obiekty, aby wyzerować planszę (a raczej zebrać jak największą ilość punktów). Cieszę się, że podobna produkcja została stworzona na mobilne urządzenia.