Być może zmartwię Was informacją, że w LEGO Ninjago Tournament nie znajdziecie słodkich, kolorowych i przezabawnych klocków Lego, które jednak chwilami pokazują swe diabelskie wcielenie, kiedy ludzka stopa zetknie się z nimi w najmniej spodziewanym momencie. Tutaj będzie liczyć się prawdziwa walka! Główny bohater przechodzi przez kolejne areny i mierzy się z rozmaitymi rywalami.
Produkcja charakteryzuje się wyjątkowo ciekawym sposobem sterowania. Zastosowano zarówno ikonki na ekranie, jak również możliwość korzystania z gestów – wszystko jednocześnie. Chcąc zaatakować, należy wybrać jedną z opcji, bądź połączyć kilka w jedną i zademonstrować uderzenie mieczem z półobrotu.
Dzięki ciekawym power-upom, mamy okazję na stosowanie różnych tricków, w tym tornada, które zmiata z powierzchni areny wszystkich przeciwników. Produkcja zawiera trzy areny – na każdej musimy wykazać się odpowiednimi zdolnościami, by móc awansować dalej.
Pierwsza plansza jest prosta i zawiera dodatkowo samouczek. Trochę go zlekceważyłam i szybko tego pożałowałam. Ominęłam naukę podstawowych tricków stosowanych podczas napaści kilku wrogów jednocześnie. Na szczęście szybko sama zrozumiałam jak posługiwać się ikonkami.
Warto wiedzieć, że na arenie mamy ograniczoną ilość życia. Nie tylko my zadajemy ciosy – przeciwnicy również to robią, a ich bossowie szczególnie. Na szczęście co pewien czas z zabitego lego-stwora wypada serduszko, które gwarantuje nam przetrwanie przynajmniej przez pewien czas.
Plansza druga jest wyjątkowo długa i skomplikowana. Należy porządnie się namęczyć, by za pierwszym podejściem pokonać wszystkich atakujących – zarówno z ziemi, jak i z powietrza (przy pomocy maszyn zrzucających ładunki).
Produkcja od Lego jest bardzo ładnie wykonana i opatrzona miłą, zaprawiającą do walki ścieżka dźwiękową. Polecam ją wszystkim fanom serii klocków i graczom przepadającym za bijatykami.