Może jeszcze nie dojrzałam do tego, by odkryć fenomen gry Bubble Jet Raider. Dzieło studia Winnico Yachts robi ostatnio furorę w sieci. Zachęcona ilością pobrań, oraz wysokimi ocenami (5 gwiazdek spośród kilkuset komentarzy), pobrałam opisywaną grę i … jakoś nie padłam z wrażenia. Najgorsze jest to, że podchodziłam do recenzji co najmniej dwa razy i za każdym razem myślałam ,,ale ja ciągle nie za bardzo wiem o co chodzi”. Postaram się jednak przedstawić Wam produkt w miarę obiektywnie.
Akcja gry toczy się w jaskini wypełnionej kolorowymi kryształkami. Poruszamy się ludzikiem zamkniętym w bąbelku. Każdy kontakt z ostrymi krawędziami kamieni powoduje zakończenie gry. I w tym momencie zwykle trafiał mnie szlag. Za każdym razem, gdy przegrywałam (a uwierzcie mi, że na początku będzie to się zdarzało już po kilku sekundach), gra proponowała mi pobranie pełnej wersji. Dopiero po kliknięciu ,,NO”, mogłam przejść do powtórzenia gry.
To, że pacnęłam w przycisk ,,retry”, wcale nie oznacza, że znalazłam się znowu na starcie. Aplikacja musiała chwilę pomyśleć, by znowu zaproponować mi pełną wersję za jedyne $0,99! Dopiero po kliknięciu KOLEJNY raz przycisku ,,NO”, przechodziłam do gry.
Podczas przeprawy przez jaskinię, należy zbijać napotkane kryształy. Z czasem zaczynają się pojawiać pajęczyny, które mogą być pokonane jedynie przez przecięcie ich palcem. Fanty, z jakimi się spotkałam, nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Diamenty, toporki i jakieś dziwne, czerwone pakunki – nie miałam pojęcia do czego mogę ich użyć.
Co kilkanaście wirtualnych metrów, mamy okazję na spotkanie power-upów, jak na przykład przyspieszenie (które wcale nie jest fajne – nie dajemy rady nadążać ze zbijaniem), czy chwilowa nieśmiertelność. Gdyby nie to ostatnie ulepszenie, prawdopodobnie nie dałabym rady przejść nawet przez pierwszą pajęczynę i zbiornik wodny.
Być może nie jestem stworzona do tego typu gier, być może tutorial jest za słaby (bądź w mojej opinii w ogóle go nie ma), a może po prostu gra jest kiepska? Sami oceńcie…