Jeżeli macie ochotę na platformówkę, która grafiką i sposobem sterowania przypominałaby Mario, skuście się na Bloo Kid FREE. W grze przyjdzie Wam stoczyć walkę o miłość. Podły czarownik na miotle porwał Wasza różową przyjaciółkę. Musicie pokonywać kolejne stwory, aby uwolnić ją z rąk podłego porywacza.
Cóż, postaram się nie narzekać na łudzące podobieństwo do Mario Bros’a. Niebieski stworek, którego widzicie na obrazku wyżej, to główny bohater gry. Sterujecie nim za pomocą dwóch przycisków z prawej strony, oraz jednego z lewej. Postać ma za zadanie przeze wszystkim rozprawiać się z przeciwnikami, którzy nagle pojawiają się na planszy.
Najlepszym sposobem na zabicie wrogów jest (skądś już mi znane) skakanie im na głowy. Kiedy uda Wam się oczyścić całą planszę z przeciwników, musicie być czujni. Może się okazać, że to już koniec etapu, lecz równie dobrze istnieje szansa na to, że zauważycie białą chmurkę, z której wysypie się kolejna fala kolorowych potworów.
Przez drewniane elementy nie możecie przenikać. Możecie wskoczyć na nie z innego, wyższego miejsca. Jeżeli chodzi o platformy z zieloną trawką, wystarczy, że znajdziecie się pod nimi, a jednym wykonanym skokiem przeniesiecie się na ich powierzchnię. Taki unik jest często przydatny, kiedy trzeba szybko zwiać przed wrogami.
W grze mamy kilka żyć. Możemy je stracić poprzez bliski kontakt z przeciwnikiem, bądź przez nadzianie się na ostre kolce. Oczywiście spadnięcie w przepaść również skutkuje śmiercią. Jak zobaczycie w późniejszych levelach, czaszki mogą również pozbawić Was jednego serduszka.
Etapów do przejścia jest bardzo dużo. Kiedy zobaczycie na planszy gwiazdkę, musicie jak najszybciej się do niej dostać. Jej złapanie powoduje przejście do kolejnego levelu. Każdy etap można pokonać z maksymalnie trzema gwiazdkami. Wystarczy jednak jedna, aby załapać się do kolejnego.
Przyjemna produkcja Jorg Winterstein dla fanów retro gier. Oczywiście widzę w niej podobieństwo do znanej wszystkim gry Mario, jednak fabuła jest zupełnie inna. Ktoś tu trochę poszedł na minimalizm, ale może to i dobrze?