Zingy Roundie to gra zdecydowanie dla kobiet. Z doświadczenia wiem, że mężczyźni nie odróżniają koloru różowego od łososiowego, amarantowego od bordo, a także beżu od ecru. W przypadku opisywanej produkcji, trzeba będzie się wykazać nie tylko znajomością barw, ale także szybką reakcją na pojawiające się kolory.
Głównymi bohaterami Zingy Roundie autorstwa studia JoySoft, są słodkie potworki, które biegają sobie po ekranie. Naszym zadaniem jest zbicie wszystkich intruzów, zanim te dostaną się do mety (prawej strony ekranu).
Dolny pasek jest naszym centrum dowodzenia. Widnieją na nim kolorowe klawisze, które odpowiadają za pacnięcie stworka w odpowiadającej barwie. Z prawej strony widoczny jest poziom naszych szans. Jeżeli wynosi 20, oznacza to, że w momencie gdy 20 istotek przekroczy linię mety, przegrywamy.
Podczas gry zbieramy punkty doświadczenia, które przenoszą nasz do kolejnych leveli. Zgadnijcie czym różnią się następne plansze? Oczywiście – większą ilością barw. Im dalej, tym kolory będą do siebie bardziej zbliżone. Nie będziemy bawić się zielenią, błękitem, żółcią i czerwienią. Pojawią się przykładowo trzy barwy zielone, i dwie czerwone. Każda oczywiście delikatnie różniąca się od poprzedniej.
Mimo tego, że jestem kobietą, dość ciężko było mi przebrnąć już przez 3 poziom. Postaci stały się bardzo szybkie, a ja dostałam rozdwojenia jaźni. Nie wiedziałam już kompletnie w co mam klikać i w którym momencie.
Dodatkowym, bonusowym fantem na planszy jest ubrany w czarną przepaskę – i tu mam problem – kot? Jeżeli dostrzeżemy takiego dżentelmena, musimy pacnąć go bezpośrednio. W efekcie uzyskujemy dodatkowe punkty, które przekładają się na doświadczenie.
Co prawda zabawa nie jest prosta, ani zbytnio rozwinięta, ale z pewnością wkręcająca. Jeżeli chcecie poprawić swoją kolorystyczną wiedzę, bądź sprawdzić szybkość reakcji swojego mózgu, ruszajcie do boju :)