Nie lubię gier strategicznych i przyznaję się do tego bez bicia. Nie wiem co stało się w mojej głowie, ale zaśmiewałam się podczas testowania Family Guy: The Quest for Stuff. Prawdopodobnie jest to zasługa świetnych programistów, którzy stworzyli opisywaną produkcję, a może przypasował mi humor, jaki można znaleźć w ich dziele? Tak, czy inaczej – gra na podstawie znanego telewizyjnego hitu mną zawładnęła.
Na początku oddałam się oglądaniu prześmieszne historyjki, której akcja dzieje się na konferencji prezydentowej … kury. Główny bohater, trochę otyły typ, wściekł się na to, że rozmowa będzie się odbywać za pomocą telewizji. Okazało się po chwili, że szanowna pani z piórami w pupie, potrafi wyskoczyć z ekranu. Nie za bardzo spodobało jej się wystąpienie gościa. Postanowiła zrobić z nim porządek. Cóż – coś chyba nie do końca poszło po jej myśli – podczas pogoni po całym mieście, spłonęła większa jego część, łącznie z domem naszej postaci.
Jak się zapewne domyślacie, naszym zadaniem będzie odbudowanie domu, oraz zadbanie o najbliższe otoczenie, co nie wyklucza oczywiście drobnych przestępstw i podstępów związanych z sąsiednimi budynkami i ich właścicielami.
Standardowo – bez kasy nie da rady ruszyć z miejsca. Musimy więc postarać się o to, aby zdobyć trochę szmalu na najważniejsze wydatki. Przede wszystkim zarabiamy na domach, które udało nam się postawić do tej pory. Ale… wiedzieliście o tym, że sąsiedzi również mogą być świetnym sposobem na dopieszczenie domowego budżetu?
Za pomocą przeróżnych sztuczek, mamicie kolegów z podwórka obok, aby ci oddawali Wam swoje fanty. Kobieta zawsze można upić, faceta natomiast zagadać. Wszystkie chwyty dozwolone.
W trakcie samej gry, pojawiają się na ekranie zabawne dialogi pomiędzy postaciami. Z tego co czytałam w komentarzach pod aplikacją, wielu użytkowników chwali sobie własnie fantastyczne, humorystyczne wstawki, o których autorzy ( studio TinyCO) nie mogli zapomnieć, nawiązując do Family Guy. Ja się zauroczyłam – mam nadzieję, że z Wami będzie podobnie.