Bozia nie dała mi ani wzrostu, ani szczególnych umiejętności do gry w koszykówkę. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, aby w liceum brać udział w zawodach sportowych. Na szczęście obecnie nikt nie przymusza mnie do gry, więc sama mogę dozować sobie przyjemność. Zamiast męczyć się na boisku, wolę uruchomić Ball in Basket i grać do oporu bez konieczności ścierania potu z czoła.
Produkcja studia RTC Hubs charakteryzuje się aż 200 levelami, w których gracze mogą, a raczej musza wykazać się celnością. Akcja toczy się na tle ceglanej ściany. W każdym etapie inna kostka zostaje wyciągnięta i stanowi podpórkę do piłki. Naszym zadaniem jest trafić do celu. Może Wam się wydawać, że to takie proste, lecz zaufajcie mi na słowo – nad pierwszym poziomem spędziłam kilka minut. Zakładając, ze jest ich 200, już robi mi się gorąco.
W grze nie ma jakichś szczególnych wypasów. Dysponujemy piłką, koszem i jedną wysuniętą płytką. Aby prawidłowo wycelować, należy naciągnąć strzałkę nad piłką i z odpowiednią siłą wypuścić okrągły przedmiot z rąk. Nie jest to takie proste. Na górze jest sufit, wiec musimy brać na niego poprawkę. Uderzenie nie skutkuje zepsuciem rzutu, lecz może spowodować dość niespodziewane skutki.
W każdym etapie zbieramy punkty. Im więcej uda nam się ich zdobyć, tym wyżej w rankingu się plasujemy. Swoimi osiągnięciami możemy dzielić się za pomocą Facebooka, Twittera, bądź Game Center. Nie powiem, żebym jakoś szczególnie zakochała się w opisywanej grze, bo – moim zdaniem – zbyt mało się w niej dzieje. Wiem jednak, że krąży przesąd, że ,,im mniej, tym więcej”, więc być może produkcja znajdzie swoich fanów.
Dźwiękowo i graficznie jest przyjemnie. Autorzy chwalą się wypasioną ścieżką dźwiękową. Ja nie przykładam do tego większej wagi, więc po prostu oceniam akcję. Fajnie, fajnie, ale tylko na kilkuminutowe posiedzenie w kibeku ;)