Terra Noctis leżała sobie w moim smartfonie od kilku dni. Jakoś nie miałam okazji do niej zajrzeć, więc spokojnie czekała na swoją kolej. Zdziwiłam się niesamowicie, kiedy to okazało się, że właśnie ta produkcja wciągnęła mnie na naprawdę długi czas i okazała się totalnym hitem w moim stylu. Jako honorowa platformówa została przeniesiona do katalogu z ulubionymi aplikacjami.
Głównym bohaterem gry jest postać przypominająca po trochu smoczka i diabełka. Jest na tyle słodka, że potrafi chwycić za serducho :) Do wyboru mamy trzy tryby rozgrywki: normal, hard, oraz nightmare. Bulkypix zadbało o świetną, stworzoną specjalnie na tę okazję oprawę dźwiękową, oraz wyjątkowo tajemniczą i przyjemną grafikę.
Naszym zadaniem w grze jest poruszanie się po wielopoziomowych platformach, zbieranie motyli, które są swego rodzaju walutą w grze, zabijanie różnorodnych potworów, które chętnie przechadzają się po ścieżkach, które wybraliśmy, a w końcowej fazie – dotarcie do sekretnego wyjścia, przenoszącego nas do następnego poziomu.
Przyznaję, że levele nie są krótkie, jednak postrzegam to jako zaletę aplikacji. Zważając na to, że do pokonania mamy naprawdę dużą liczbę poziomów, możemy spokojnie założyć, że zabawy starczy nam na dobre kilka miesięcy.
Sterowanie odbywa się za pomocą czterech strzałek ukrytych na ekranie, a także przy pomocy procy znanej nam z Angry Birdsów. Co prawda w Terra Noctis nie spotkamy się z procą, a tylko z wyznaczaniem trajektorii lotu, ale zasady są podobne. Im mocniej naciągniemy, tym dalej pocisk zostanie wyrzucony.
Za motylki zbierane w grze możemy kupować power-upy, bądź odblokowywać kolejne plansze. Fantów jest na tyle dużo, że spokojnie możemy pozwolić sobie na porządne zakupy w Storze.
Oprawa audiowizualna jest tak specyficzna, że ciężko jest ją opisać. Grafika opiera się na odręcznych rysunkach, natomiast dźwięki, które wydobywają się z głośników są magiczne i tajemnicze. Coś pięknego.