W AppStore roi się aż od gier z ninja w rolach głównych. Przypadkowo wpadłam na Ninja Flips i postanowiłam podzielić się z Wami jedną z trudniejszych produkcji, jakie miałam okazję testować. Co powiecie na jedną platformę, dwóch bohaterów usytuowanych po przeciwnych jej stronach, dodatkowo pędzących w inne strony?
Jedna część planszy jest biała, druga czarna. Jak widzicie, postaci są wplecione w grafikę w taki sposób, by stworzyć mylne złudzenie optyczne. Czarny pędzi w prawo, biały natomiast w lewo. Dotykając górnej, bądź dolnej części wyświetlacza, wprawiamy ninja w skok. Dzięki temu są w stanie ominąć przeszkody pojawiające się bez przerwy.
Czasem jest tak, że mamy chwilę odpoczynku. Zdarza się to wtedy, gdy niebezpieczne obiekty poruszają się poza zasięgiem naszych postaci. Niestety, kiedy dojdzie do kulminacji, nie wiemy w co ręce włożyć, bo nie dość że obsługujemy na zmianę, bądź łącznie dwa kwadraty, to musimy jednocześnie monitorować pojawiające się następne kolce, bądź krzyżowe tasaki.
Gra nie jest łatwa i potrafi nieźle wkurzyć. To typowa produkcja kibelkowa. Na Rui Wang (autora) pewnie popłynęło już tyle wiązanek, że nie jest możliwe zliczenie ich ilości. Mnie również zdarzało się rzucić mięsem, kiedy to ninja płatały mi figla. Chcąc, nie chcąc – grałam dalej, bo miałam ochotę pobić swój rekord przebywania na planszy :)
Minusem jest to, że nigdzie nie możemy sprawdzić statystyk, czy porównać swoich wyników do tych ,,światowych”. Mikropłatności w tytule nie znajdziemy, więc kwestie kosztów mamy z głowy. Z drugiej strony szkoda trochę że nie możemy skorzystać z power-upów, czy skórek – zawsze to mobilizuje do dalszej zabawy i zatrzymuje gracza na dłużej.