Pewnego dnia złośliwe kaczki postanowiły nieco się zabawić i porwały rekina, a dokładniej mówiąc Panią Rekin. Okazało się jednak, że drapieżna ryba ma chłopaka, a ten zrobi wszystko, by ją uratować i tym samym zemścić się na żółtych wrogach. Co to może oznaczać? Dla porywaczy na pewno kłopoty, natomiast dla graczy – wiele zabawy i niesamowite, mobilne emocje!
Fabułę opisywanej gry przedstawiliśmy tym razem, co rzadko nam się zdarza, we wstępie do wpisu. Chcieliśmy tym samym pokazać Wam, że „Shark Dash” nie jest jest kolejną podróbką od Gameloftu, lecz jest to całkowicie oryginalny pomysł z niewielką ilością przekalkowanych elementów gry, o czym więcej za chwilę.
Tak, jak już wspomnieliśmy, głównym bohaterem „Shark Dash” jest rekin (w niektórych planszach jest ich kilka), który za wszelką cenę stara się uwolnić swoją ukochaną ze „szponów” kaczek. Aby zrealizować ten cel, drapieżnik musi zjadać wszystkich napotkanych przez siebie porywaczy, w czym pomaga mu gracz.
W praktyce wygląda to, mniej więcej, tak, że właściciel smartfona wystrzeliwuje rekina w taki sposób, by ten zjadał swoich wrogów, a jednocześnie zdobywał dodatkowe punkty za złapanie specjalnych gwiazdek.
Oczywiście, liczba ruchów, jakie w jednej rundzie może wykonać gracz, jest ograniczona, co znacząco utrudnia zadanie i sprawia, że „Shark Dash” nie można zaliczyć do dziecinnie prostych aplikacji.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną w drapieżnej produkcji Gameloftu, to raczej można się na jej temat wypowiadać jedynie w samych superlatywach. Nie będziemy jednak opisywać tu swoich subiektywnych odczuć, bowiem na końcu wpisu zamieściliśmy film, dlatego najlepiej będzie jeśli go sobie obejrzycie i sami ocenicie audiowizualne aspekty „Shark Dash”.
Grę opisywaną w tym wpisie możecie pobrać z Google Play i AppStore. Jej cena nie jest wygórowana, gdyż nie przekracza czterech złotych.