Moje pierwsze skojarzenia z Impossible Draw nie były zbyt dobrze. Usłyszałam muzykę elektro, która działa na mnie dość… denerwująco. Na szczęście nie dałam się zwieźć pierwszym doznaniom i przeszłam do porządnych testów. Całe szczęście – produkcja studia Istom Games okazała się być strzałem w dziesiątkę.
Akcja gry toczy się w kubistycznym tunelu, którego neonowe kolory tworzą niesamowity zestaw bodźców zmuszających gracza do wielkiego skupienia. Głównymi ,,winowajcami” w tytule są wyświetlane gdzieś w tyle mini-ekrany z symbolami. Naszym zadaniem jest przerysowanie ich na tyle dokładnie, na ile jesteśmy w stanie.
Ogranicza nas czas. O ile na początku tempo zbliżania się do ekranów jest dość wolne, o tyle zwiększa się ono wraz z postępami w grze. Dochodzi do tego, że musimy spiąć się naprawdę mocno, by zdążyć narysować wskazane znaki.
Należy wiedzieć, że nie każda nasza ,,mazaja” zostanie zaakceptowana. Rysunki muszą być podobne – mieć zachowane linie i proporcje – w przeciwnym razie dojdzie do bliskiego spotkania z wyświetlaczem, które skończy się zawaleniem planszy. Na szczęście istnieje coś takiego jak powrót na miejsce akcji po obejrzeniu sponsorowanej reklamy. Co prawda możemy to zrobić tylko raz podczas jednej próby, jednak dobre i to.
Prawda jest taka, że produkcja niesamowicie wciąga. Nie można co prawda spędzić w niej godzin, bo oczopląs będzie murowany, ale kibelkowe posiedzenia – jak najbardziej.
W sklepie dla gracza możemy kupić sobie różne oprawy graficzne plansz, tryby rozgrywki, muzykę, efekty dotyku, oraz wirtualne pieniążki za prawdziwą kasę. Jeżeli jesteście wytrwali, dacie sobie radę bez płacenia. Wierzę, że gra wciągnie Was na tyle, byście wracali do niej bardzo często.
Póki co Impossible Draw dostępne jest tylko w AppStore, jednak miejmy nadzieję, że wkrótce pojawi się również w Google Play.