Kasa Stefczyka wpadła na ,,genialny” pomysł. Stworzyła grę (w zasadzie nie za bardzo wiem jaką), w której możemy odkrywać kolejne możliwości instytucji finansowej. Chowając się pod postacią Stefana, bądź Stefanii, poruszamy się po mieście w poszukiwaniu przygód. Jeżeli macie nadzieję na coś fajnego i ciekawego, to zdecydowanie się zawiedziecie. Kasa w kieszeni to jedna, wielka reklama.
Nie zdając sobie sprawy z tego, że Kasa w kieszeni to gra od Kas Stefczyka, chętnie podjęłam zabawę (szczególnie, że po polsku). Już przy pierwszym uruchomieniu apki wiedziałam że coś jest nie tak. Zalała mnie fala reklam idealnie dopasowana kolorystycznie do oprawy gierki, a następnie przedstawione zostały mi dwie postaci.
Niezależnie od płci, zadania są identyczne. Chodzimy po mieście (a raczej pacamy w różne budynki) i wypełniamy typowo pieniężne zadania. Do dyspozycji graczy oddano 4 mini-gierki bardzo słabej jakości. W jednej przychodzi nam sterować koszykiem pod półkami sklepowymi, w drugiej sortować odpady, a w dwóch pozostałych – łączyć obiekty w potrójne zestawienia.
Aplikacja jest nudna i nie nadaje się do niczego (chyba że jesteście pracownikami Kas Stefczyka i macie swój przydział przy pobieraniu). Oprawa audiowizualna jest żałosna, podobnie zresztą jak ciągłe zachęcanie gracza do wzięcia pożyczki, uruchomienia karty kredytowej, debetowej, czy założenia konta.
Dawno nie spotkałam się z tytułem, który wzbudziłby we mnie takie emocje. W zasadzie szkoda mi twórców, bo zrobili gniota za którego tylko im się dostanie.
Za darmo w AppStore (banner poniżej), w Google Play, oraz Windows Marketplace.