Chciałabym przedstawić Wam fabułę gry Ball of Woe, ale odpuszczę, gdyż nie jestem w stanie nawet w pewnej części wyjaśnić, o co w ogóle chodzi. Kopiowanie iOS-owskiego opisu byłoby bezsensowne, wiec po prostu postaram się zabrać Was do świata piłki toczonej do nieba.
Autorzy produkcji – Doppler, zadbali o to, by oprawa dźwiękowa gry była na wysokim poziomie. Nie dość, że na aplikację fajnie się patrzy, to uszy dosłownie się rozpływają.
Pierwsza plansza mnie zadziwiła. Przeważał kolor brązowy, dookoła wiły się dziwne labirynty, a na środku pojawiła się kula. Kiedy jej dotknęłam, buchnęła pyłem. Jak się z czasem okazało, dotykając planszy, wbijałam kolejne zapałki, popychające okrągły obiekt bez przerwy w górę. Na samym końcu czekała na mnie niebieska poświata, która okazała się niebem. Dziwne zwierzaki zasiadły wokół kuli i odprawiały dziwne modły, śmiejąc się i płacząc na zmianę.
Powiem szczerze, że czegoś podobnego nie widziałam nigdy w życiu. Jeżeli korzystacie z GameCenter, będziecie mieć okazję na wykonywanie achievementów dających dodatkowe punkty.
Po przejściu pierwszego levelu, dostałam mega zaciesz na twarzy, gdyż mogłam wybrać piłkę do sterowania. Każda wydawała się być ciekawa, lecz jak się okazało, wszystkie są różne. Niektóre są proste w obsłudze, czyli mówiąc krótko – łatwo się je podbija, inne natomiast są wyjątkowo oporne na wszelkie działania.
Poza piłkami, możemy wybrać przedmioty, które będą służyć za ,,popychacze”. Zamiast zapałek, wybrałam po prostu wirtualną dłoń, po czym okazało się, że muszę za nią zapłacić. Na szczęście walutą w grze są Woe – niewiadomego pochodzenia przedmioty, które można dokupić oczywiście w sklepie dla gracza.